Ruudt Peters: Dusza

 

  

 

Wywiad Benedikta Fischera z Autorem 

Istnieje pewne zdjęcie ukazujące Pana jako dziecko, ubrane w strój księdza, odgrywające scenę z kościoła. Uważam je za niezwykłe, nie znam nikogo, kto by tak robił.

Sam uszyłem ten ornat, jak widać, niezbyt dobrze.  Miałem chyba osiem lat i byłem zafascynowany i bardzo poważny. Zrobiłem taki opłatek, okrągły chlebek, który dałem moim przyjaciołom, a oni musieli zachowywać się BARDZO poważnie. W przeciwnym razie zostaliby przeze mnie spoliczkowani. Należało być cicho i tak dalej – była to zabawa naprawdę na poważnie. Ale uważam, że zarówno ta zabawa, jak i wychowanie w wierze katolickiej sprawiły, że chciałem, aby to co robię miało znaczenie, a moje prace miały wspólne tło. Bez znaczenia nie ma potrzeby. Dlaczego ktoś miałby dawać światu przedmiot biżuteryjny, który nie ma żadnego znaczenia? Przecież na tym świecie jest już tyle badziewia.

Czy nadal określiłby Pan siebie jako osobę religijną?

Jestem religijny. Czuję te rytuały, a także tę tajemnicę czy też wrażenie tajemnicy. Nie lubię kościoła jako instytucji, nie stamtąd się to wywodzi. Ale istnieje coś więcej niż to, co możemy zobaczyć, to jest wiara i właśnie w to wierzę.

 

 

 

Jak postrzega Pan swoje dzieła w odniesieniu do religii?

Uważam, że jeśli Geist  i dusza są częścią danej pracy to ma to dużo wspólnego z religią, z tym co jest w tobie. Niektóre tworzone przeze mnie serie mają religijny punkt wyjścia. Być może nie jest to oczywiste, gdy patrzymy na efekt końcowy. Ale są o buddyzmie lub judaizmie. Ktoś może powiedzieć “hej, odhaczyłeś kolejną religię”, ale wcale nie o to w tym wszystkim chodzi. Chodzi może bardziej o alchemię i bardzo mroczną i dziwną tajemniczość rzeczy. A na swojej drodze poszukiwań znalazłem kilka rzeczy, one tak nagle się pojawiają. Kiedy tak się dzieje to myślę sobie, że muszę coś z tym zrobić - albo i nie.

Nie chcę być zatwardziałym w poglądach chrześcijańskich twórcą biżuterii o odmiennej orientacji seksualnej. Kiedy pracowałem nad korpusem, ogromnie się bałem, że ludzie odwrócą się ode mnie z powodu tego krucyfiksu. Bardzo się bałem. Myślałem sobie: „O Boże, co ja tu robię?”. Ponieważ szczerze mówiąc, można mówić o hinduizmie, judaizmie, kabale, bla, bla, bla, alchemii, ale kiedy chodzi o Twoją własną religię, kiedy jesteś bardzo blisko niej, CHRRR, ludzie znokautują Cię, ponieważ wiedzą, gdzie uderzyć. I byłem jak..., to było dla mnie bardzo, bardzo…, zdałem sobie sprawę, że to niebezpieczne. A z drugiej strony, chciałem to zrobić, bo chodziło o coś istniejącego już od lat. Nie mówię tylko o chrześcijaństwie. Kiedy coś robię, mam na myśli religię ogólnie.

 

 

Czy uważa Pan, że Pana dzieła wpadają w próżnię? Religia nie wydaje się już odgrywać wielkiej roli w społeczeństwie.

Są dwa aspekty. Pierwszy, gdy w moich pracach robię wyraźne religijne odnośniki, wtedy tak. Ale w drugim aspekcie, kiedy robię bardziej uniwersalne prace, lub staram się żeby takie były, wtedy mają one emocjonalny wydźwięk, który jest czytelny dla większej grupy ludzi. Ale możliwe jest także, że nie odczytają tego, co próbuję przekazać. Nie stanowi to dla mnie problemu. Ale faktem jest, że wszystkie te różne religie są pewnym rodzajem antropologicznego zwierciadła społeczeństwa.

Ale generalnie ma Pan rację. Tak, widzę, że tak jest – nie mówię tego z perspektywy człowieka trochę starszego – i osobiście żałuję, że nasze społeczeństwo utraciło dużo wiedzy i duchowości poprzez odsunięcie się od religii. Więc w pewnym sensie uważam to za fakt, ale z drugiej strony widzę także, że zazwyczaj w niedzielne poranki msze odbywają się o 11, a i muzea są o tej godzinie otwierane i ludzie biegną tam po swoją porcję transcendencji. Ponieważ chcą czegoś! Ale nie nazywajmy tego Bogiem czy czymś takim, bo to zbyt dużo.  Dodatkowo jeszcze, tak przychodzi mi do głowy… Nie chodzę do kościoła co tydzień, ale czasami jak już idę to myślę sobie: „Wow, to jest fantastyczne” i siedząc tam przez godzinę w ciszy, mogę pomyśleć o swoich sprawach. I co to jest? Super jest mieć jedną godzinę tygodniowo na refleksję o własnym życiu. Bo cały czas biegamy, spieszymy się gdzieś, w niedzielę markety są otwarte, sklepy, bla, bla, bla.

Znaczenie! Tego właśnie ludzie szukają, tak naprawdę poszukują wiedzy o tym, czym jest nasze życie? Dlaczego jesteśmy tutaj? Czy tylko po to aby jeść, pić, pracować, uprawiać seks? To wszystko? Nie, uważam, że jest coś więcej. Tym „więcej” może być dusza. 

 

 
Jak ogólnie zdefiniowałby Pan duszę?

Ogólnie jest to rzecz niewypowiedziana. Mogę popatrzeć na jakąś rzecz i ją opisać, ale to co jest pod spodem, co jest niewypowiedziane – nie możesz dać temu oceny, nie możesz powiedzieć, że to jest tym czym jest – więc w tej niewerbalnej, wewnętrznej części tej rzeczy, która przemawia do ciebie, ale nie możesz jej opisać – to tam jest początek rzeczy. Jest to bardzo trudne, ponieważ to indywidualna sprawa dla każdego człowieka, to czym jest dusza dla jednej osoby, dla innej może nią nie być. Chyba.

Więc dla Pana jest ona czymś, czego nie można kognitywnie rozpoznać a raczej tylko doświadczyć emocjonalnie?

Tak. Jest to doświadczenie emocjonalne i fakt, że mnie to porusza. Przez poruszenie rozumiem sposób w jaki mogę kogoś poruszyć, i przez sam fakt, że mogę to zrobić, ten ktoś jest poruszony emocjonalnie bądź też określony przedmiot może wywołać u niego określone myśli. Jest więcej warstw, warstw, które są ważne. Kiedy dany wyrób jest tandetny, wtedy także nie jest uniwersalny, ponieważ tylko jedna grupa ludzi może odczytać tę myśl. Wtedy staje się on czymś innym. Bardzo interesuje mnie to, co inni mają do powiedzenia o jakimś totalnie niespodziewanym aspekcie mojej pracy.

 
 
 
 
Skoro mówimy o duszy danej pracy, czy powiedziałby Pan, że wkłada Pan w nią kawałek swojej duszy czy dostaje ona własną? Pan jest twórcą, zostawia Pan ślad.

Jasne, że zostawiam ślad, ale dla mnie przesadą jest twierdzenie, że daję duszę danej pracy.  To jest tak, że może i na coś chuchasz, ale nie oznacza to, że dajesz temu życie. To tak jak Bóg dał życie Adamowi. Poza tym, ja nie pracuję nad tym, żeby dać przedmiotowi duszę, nigdy. Nawet o tym nie myślę. Może po wszystkim, czasem po latach, zdaję sobie sprawę, że może dana rzecz ją ma. Więc myślę, że ok, możesz pracować i projektować. A wtedy jest to jak opakowanie, ładne opakowanie, część zewnętrzna. A mnie ona mniej interesuje, bardziej interesuje mnie to co jest w środku.

Pochodzę z rodziny fryzjerów, a ich obchodziło jedynie piękno. Oni mówią, że jeśli włosy są piękne to są idealne, a wtedy wszystko jest idealne. A ja pomyślałem sobie: cholera. A w tym obcym tematem bezieling2, co to jest w takim razie? Nie wiem. Szczerze, nie potrafię odpowiedzieć. Umiem tylko dostrzegać to, co istnieje. Ale jeśli chce się sprawić by to tam było, to nigdy nie działa. Sądzę, że można jedynie stwarzać warunki dla nowych prac.

Nie można tego wymusić, nie ma jakiegoś przepisu?

Nie, nie. No cóż, jedynym przepisem jest praca. Jedynym przepisem jest iść dalej i dalej i dalej i może znajdzie się też jakiś rodzaj duszy. Może ta dusza zaistnieje, ale włożenie dużej ilości energii i pracy w coś nie przynosi żadnego rezultatu. To dobrze, że się tak robi, ale nie chodzi tu o to, aby włożyć w coś dużo energii i otrzymać z tego duszę. To nie przynosi takiego efektu. Chodzi o coś innego, o bycie świadomym, budzenie się… nazywam to  inteligentną głupotą. Ponieważ wtedy robisz rzeczy, których nie powinieneś i wówczas, czasami, powstają rzeczy właśnie z powodu twojej głupoty. Tak więc nie musisz postępować według procedur. Gdy nie trzymasz się zasad, a potem jesteś zaskoczony tym, co zrobiły twoje ręce i myślisz sobie: „O Boże, co ja zrobiłem?”. Ten moment, kiedy tak pomyślisz – to jest „Dusza”.  Dusza jest czymś fantastycznym, ale, do cholery, żeby nadać swojej wystawie taką nazwę? Puk! Puk! Puk! To ciężka sprawa, bo teraz muszę zdecydować czym dusza jest, a czym nie jest. Uff! Dobrze.

 

1 Niemieckie słowo oznaczające ducha

2 „bezieling” to holenderskie słowo, które można przetłumaczyć jako “inspirować” lub “natchnąć”. „Ziel” oznacza duszę, a „beziel” oznacza „nasączyć” lub „ożywić”, ale „bezieling” jest czasownikiem, który wskazuje na siłę podobną do boskiej, oznacza ono „tchnąć duszę w obiekt”. Jest to fantastyczne holenderskie słowo.

  

 

Ruudt Peters (Holandia) – profesor w Alchimia Contemporary Jewellery School we Florencji (2010-15), profesor wizytujący w Cranbrook Academy of Art, Bloomfield Hills, Michigan.Założyciel Opere International Jewellery School, Ravenstein (2001); recenzent zewnętrzny w Akademii Sztuk Pięknych w Norymberdze (od 2014 do dziś). Autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych na całym świecie oraz uczestnik wystaw zbiorowych. Laureat wielu prestiżowych nagród. Jego prace znajdują się w kolekcjach na całym świecie, m.in. w USA, Japonii, Niemczech, Austrii, Kanadzie, Holandii, Danii.

 

  

Aktualności

Bądź na bieżąco, wpisz swój e-mail, a my będziemy powiadamiać Cię o aktualnych wydarzeniach.

 

Aktualności

 

 Legnicki Festiwal SREBRO 2020

 

Aktualności

 

 

 

 

 

Partnerzy